Jak widać, ostatnio blog znajduje się w stanie głębokiej hibernacji. Mimo to znów nie mogłem sobie odmówić zaprezentowania mojej osobistej dziesiątki najlepszych komiksów mijającego roku. W tym miejscu muszę poczynić jedno zastrzeżenie. Na dzień dzisiejszy serwisy komiksowe informują o jeszcze jednej zbliżającej się na dniach premierze. Mowa o x2 Grzeszkiewicza i Cybulskiego. Największy problem stanowi mikroskopijny nakład, nawet jak na realia rynku. Strzelam, że te całe 100 egzemplarzy wyprzeda się najpóźniej w ciągu miesiąca od premiery. W związku z tym, jeżeli nie będzie dodruku, to mało prawdopodobne jest, żebym w ogóle przeczytał ten komiks. Tak jak pewnie większość regularnych czytelników, zakupy robię przez internet, a najbliższe, wobec stagnacji Egmontu na początku 2011 r., będę robił pewnie najwcześniej w lutym. Wspominam o tym komiksie, bo już sama strona graficzna sprawia bardzo dobre wrażenie. Kto wie, czy komiks ten nie zamieszał by w poniższej dziesiątce...
Jeszcze tylko słowem objaśnienia, w nawiasie kolejno: autorzy, wydawnictwo i przyznane przeze mnie punkty według Polterowej skali od 0,5 do 10.
1. Arq tom 2 (sc. i rys. Andreas; Egmont Polska; 10/10). Miejsce pierwsze nie powinno być raczej dla nikogo niespodzianką. Ale nawet abstrahując od moich osobistych preferencji i sympatii, wszyscy podkreślają, że drugi integral jest lepszy od pierwszego. Każdy z tych sześciu pojedynczych albumów jest inny ale każdy równie doskonały. Co jest uderzające w twórczości Andreasa to połączenie z pozoru dwóch wykluczających się elementów - łatwości odbioru przy jednoczesnym poszukiwaniu nowych możliwości jakie daje komiks jako gatunek, a ściślej - jakie daje jego forma.
2. Szninkiel (sc. Jean van Hamme, rys. Grzegorz Rosiński; Egmont Polska; 10/10). Klasyk komiksu i Rosiński w najlepszej formie. Tegoroczne wznowienie to, bagatela, pierwsze od 22 lat wydanie z oryginalnymi kolorami czyli czarno-białe. Przy tym z pełną świadomością pomijam tutaj wydanie Egmontu z naniesionymi przez Grazę kolorami i podzielone na trzy części. Szkoda tylko, że Szninkle zostały przemianowane na Szninkiele. Rozumiem, że tak jest pewnie bardziej poprawnie. W końcu Szninkiele to takie zwierzaczki jak... jelenie lub daniele.
3. Rewolucje: Dwa dni (sc. i rys. Mateusz Skutnik; Mroja Press; 8,5/10). Jedyny polski komiks na liście i zasłużone miejsce na podium. Tym razem dwie krótkie historie, których motywem przewodnim są, najkrócej pisząc, paradoksy czasowe. i zapętlenia. Zresztą w poprzednich tomach Rewolucji Skutnik nie raz dawał wyraz swojemu zainteresowaniu tymi rozwiązaniami, zabierając czytelników we frapujące podróże. Dwa dni to w istocie tylko krótki, aczkolwiek bardzo miły, przystanek na trasie linii Rewolucje. Jak można wywnioskować z bloga autora, kolejna część cyklu już powstaje. Trzymam kciuki za rychłą premierę.
4. Skład główny (sc. i rys. Regis Loisel i Jean-Louis Tripp; Egmont Polska; 8,5/10). Bardzo ciepła, obyczajowa opowieść o życiu mieszkańców kanadyjskiej wsi z początków XX w. Autorom umiejętnie udało się ominąć niebezpieczeństwa, które niesie ten typ historii - tani melodramatyzm i zwyczajna nuda. Komiks nie jest szczególnie przełomowy czy odkrywczy, jednak jego lektura dostarcza wiele satysfakcji. Między innymi ze względu na świetne rysunki autorów.
5. Animal'z (sc. i rys. Enki Bilal; Egmont Polska; 8,5/10). Bilal niezmiennie w wysokiej formie. Postapokaliptyczna przypowieść z proekologicznym przesłaniem została zilustrowana po mistrzowsku, jak to na autora tradycyjnie przystało. Bilal jest jak dobre wino - im starszy tym lepszy. Przynajmniej graficznie. Jak donosi Polter, już w styczniu ukazać się ma druga część komiksu, fabularnie stanowiąca jednak odrębną całość.
6. Super Pan Owoc (sc. i rys. Nicolas de Crecy; timof i cisi wspólnicy; 8,5/10). Autor tym razem w nieco słabszej formie niż w Dziadku Leonie, tym niemniej to wciąż ten sam de Crecy. Mamy więc całą masę groteskowego humoru i odrobinę refleksji nad ludzką naturą. Ze względu jednak na specyfikę stylu autora, komiks prawdopodobnie nie wszystkim się spodoba.
7. Krzyk ludu (sc. i rys. Jacques Tardi; Egmont Polska; 8/10). Pierwszy w Polsce komiks autorstwa długo wyczekiwanego francuskiego klasyka Jacquesa Tardi'ego. Zaletami tego komiksu są niewątpliwie rysunki. Tardi to bezpośredni "spadkobierca" wypracowanego przez Herge'a stylu ligne claire. Styl ten Tardi doprowadził prawie do perfekcji. Kolejnym plusem albumu jest sama tematyka i dbałość o historyczne odwzorowanie wydarzeń. Komiks ma też jednak wady. Przede wszystkim zwraca uwagę nie najlepsze rozpisanie scenariusza na dialogi i kadry. Z tego względu momentami komiks czyta się ciężko i niezbyt płynnie. Razi też nachalność ideologiczna autora książki, na szczęście tylko w przedmowie.
8. Sandman: Senni łowcy (sc. i rys. P. Craig Russell; Egmont Polska; 8/10). Tak jak pozytywnym zaskoczeniem rok temu była dla mnie komiksowa adaptacja Koraliny Russella, tak w tym roku podobnie zaskoczyli mnie Senni łowcy. Graficzny styl autora można lubić lub nie, ale Russellowi trzeba oddać, że jest doskonałym adaptatorem książek Gaimana. Poza tym sama historia stworzona oryginalnie przez Neila Gaimana jest klasycznie baśniowa, co dodaje jej uroku i pozwala czytelnikowi choć na chwilę poczuć się jak dziecko.
9. Blacksad: Piekło, spokój (sc. Juan Diaz Canales, rys. Juanjo Guarnido; Egmont Polska; 8/10). Cóż, w każdym dotychczasowym tomie Blacksada kilka elementów stało zawsze na najwyższym poziomie - mimika, odwzorowanie ruchu postaci i klimat opowieści. Na szczęście nic się w tym względzie nie zmieniło. Natomiast scenariuszowo komiks nigdy mnie nie porywał. I tym razem także nie jest inaczej.
10. Liga niezwykłych dżentelmenów, Stulecie cz. 1: 1910 (sc. Alan Moore, rys. Kevin O'Neil; Egmont Polska; 8/10). Niewątpliwie najsłabsza z dotychczas wydanych w Polsce Lig. Ponieważ całe Stulecie liczyć ma sobie trzy części, można żywić nadzieję, że w późniejszych tomach będzie lepiej. Tym niemniej styl Moore'a wciąż jest niezmiennie charakterystyczny. Wychodzi na to, że o czym by Moore nie pisał, i tak wyjdzie z tego dzieło co najmniej przyzwoite. Dla mnie przynajmniej nie liczy się "o czym" jest komiks, liczy się natomiast "jak jest napisany".
W dziesiątce znalazło się siedem komiksów z Europy, dwa z USA i jeden z Polski. Najwięcej tytułów pochodzi z wydawnictwa Egmont. Po jednym tytule wprowadzili Mroja Press i timof i cisi wspólnicy. Tym razem nie ma żadnego komiksu z Kultury Gniewu.
Z ostatniej chwili. Właśnie rozpoczęło się głosowanie w plebiscycie Komiks Roku. Jakież było moje zdziwienie, gdy wśród pięćdziesięciu wytypowanych tytułów nie dostrzegłem komiksu, który umieściłem na pierwszym miejscu mojej listy, czyli drugiej części Arq (na Szninkla można machnąć ręką, bo to wznowienie). W tym miejscu powstaje zasadnicze pytanie o sens takiego głosowania. Czemu tak naprawdę ma ono służyć? Znając jako tako internetowe środowisko miłośników komiksu, na pewno plebiscyt ten nie ma na celu wytypowania jaki komiks jest najpopularniejszy wśród czytelników ani temu, który komiks czytelnicy uważają za najlepszy. Efektem plebiscytu z tak skonstruowanymi zasadami może być co najwyżej elitaryzacja niektórych komiksów na rynku, który i tak jest już maleńki i cały czas się kurczy oraz dzielenie czytelników na lepszych i gorszych. To tak, jakby wytknąć czytelnikom, że te komiksy, które czytają nie są tak naprawdę wartościowe. Skoro to ma być wybór krytyków, to niech sami krytycy wybiorą w swoim gronie, ich zdaniem, najlepsze komiksy. Tak było by uczciwiej. Zamiast tego, organizatorzy postanowili "zalegalizować" wybór krytyków, rękoma internautów. Autentycznie, cel tego plebiscytu pozostaje dla mnie zagadką.
Chciałbym w tym miejscu zaznaczyć, żeby nie było nieporozumień, że nie dziwi mnie wybór poszczególnych redaktorów, z którymi zresztą często się zgadzam (vide Marek Turek i Maciej Reputakowski). Każdy przecież ma swój własny gust i preferencje. Dziwi mnie natomiast sama formuła plebiscytu.
Żeby też nie było, że tylko marudzę nie wnosząc nic konstruktywnego, przywołam przykład całkiem dobrze przemyślanego plebiscytu. Mam tu na myśli nagrody "K", które pewnie część czytelników pamięta. Głosowanie polegało po prostu na typowaniu konkretnych komiksów czy autorów. Jedynym ograniczeniem była data wydania. Głosowanie było jednoetapowe, jednak dobrym pomysłem mogłoby być także podzielenie głosowania na dwa etapy - tajne zgłaszanie kandydatów przez każdego chętnego i następnie jawne głosowanie z iluś tam komiksów, które uzyskały największą liczbę głosów (być może nawet coś podobnego funkcjonowało w którejś z odsłon nagród "K"). Takie rozwiązanie nie miałoby wad, które niestety ma plebiscyt na Komiks Roku.
3. Rewolucje: Dwa dni (sc. i rys. Mateusz Skutnik; Mroja Press; 8,5/10). Jedyny polski komiks na liście i zasłużone miejsce na podium. Tym razem dwie krótkie historie, których motywem przewodnim są, najkrócej pisząc, paradoksy czasowe. i zapętlenia. Zresztą w poprzednich tomach Rewolucji Skutnik nie raz dawał wyraz swojemu zainteresowaniu tymi rozwiązaniami, zabierając czytelników we frapujące podróże. Dwa dni to w istocie tylko krótki, aczkolwiek bardzo miły, przystanek na trasie linii Rewolucje. Jak można wywnioskować z bloga autora, kolejna część cyklu już powstaje. Trzymam kciuki za rychłą premierę.
4. Skład główny (sc. i rys. Regis Loisel i Jean-Louis Tripp; Egmont Polska; 8,5/10). Bardzo ciepła, obyczajowa opowieść o życiu mieszkańców kanadyjskiej wsi z początków XX w. Autorom umiejętnie udało się ominąć niebezpieczeństwa, które niesie ten typ historii - tani melodramatyzm i zwyczajna nuda. Komiks nie jest szczególnie przełomowy czy odkrywczy, jednak jego lektura dostarcza wiele satysfakcji. Między innymi ze względu na świetne rysunki autorów.
5. Animal'z (sc. i rys. Enki Bilal; Egmont Polska; 8,5/10). Bilal niezmiennie w wysokiej formie. Postapokaliptyczna przypowieść z proekologicznym przesłaniem została zilustrowana po mistrzowsku, jak to na autora tradycyjnie przystało. Bilal jest jak dobre wino - im starszy tym lepszy. Przynajmniej graficznie. Jak donosi Polter, już w styczniu ukazać się ma druga część komiksu, fabularnie stanowiąca jednak odrębną całość.
6. Super Pan Owoc (sc. i rys. Nicolas de Crecy; timof i cisi wspólnicy; 8,5/10). Autor tym razem w nieco słabszej formie niż w Dziadku Leonie, tym niemniej to wciąż ten sam de Crecy. Mamy więc całą masę groteskowego humoru i odrobinę refleksji nad ludzką naturą. Ze względu jednak na specyfikę stylu autora, komiks prawdopodobnie nie wszystkim się spodoba.
7. Krzyk ludu (sc. i rys. Jacques Tardi; Egmont Polska; 8/10). Pierwszy w Polsce komiks autorstwa długo wyczekiwanego francuskiego klasyka Jacquesa Tardi'ego. Zaletami tego komiksu są niewątpliwie rysunki. Tardi to bezpośredni "spadkobierca" wypracowanego przez Herge'a stylu ligne claire. Styl ten Tardi doprowadził prawie do perfekcji. Kolejnym plusem albumu jest sama tematyka i dbałość o historyczne odwzorowanie wydarzeń. Komiks ma też jednak wady. Przede wszystkim zwraca uwagę nie najlepsze rozpisanie scenariusza na dialogi i kadry. Z tego względu momentami komiks czyta się ciężko i niezbyt płynnie. Razi też nachalność ideologiczna autora książki, na szczęście tylko w przedmowie.
8. Sandman: Senni łowcy (sc. i rys. P. Craig Russell; Egmont Polska; 8/10). Tak jak pozytywnym zaskoczeniem rok temu była dla mnie komiksowa adaptacja Koraliny Russella, tak w tym roku podobnie zaskoczyli mnie Senni łowcy. Graficzny styl autora można lubić lub nie, ale Russellowi trzeba oddać, że jest doskonałym adaptatorem książek Gaimana. Poza tym sama historia stworzona oryginalnie przez Neila Gaimana jest klasycznie baśniowa, co dodaje jej uroku i pozwala czytelnikowi choć na chwilę poczuć się jak dziecko.
9. Blacksad: Piekło, spokój (sc. Juan Diaz Canales, rys. Juanjo Guarnido; Egmont Polska; 8/10). Cóż, w każdym dotychczasowym tomie Blacksada kilka elementów stało zawsze na najwyższym poziomie - mimika, odwzorowanie ruchu postaci i klimat opowieści. Na szczęście nic się w tym względzie nie zmieniło. Natomiast scenariuszowo komiks nigdy mnie nie porywał. I tym razem także nie jest inaczej.
10. Liga niezwykłych dżentelmenów, Stulecie cz. 1: 1910 (sc. Alan Moore, rys. Kevin O'Neil; Egmont Polska; 8/10). Niewątpliwie najsłabsza z dotychczas wydanych w Polsce Lig. Ponieważ całe Stulecie liczyć ma sobie trzy części, można żywić nadzieję, że w późniejszych tomach będzie lepiej. Tym niemniej styl Moore'a wciąż jest niezmiennie charakterystyczny. Wychodzi na to, że o czym by Moore nie pisał, i tak wyjdzie z tego dzieło co najmniej przyzwoite. Dla mnie przynajmniej nie liczy się "o czym" jest komiks, liczy się natomiast "jak jest napisany".
W dziesiątce znalazło się siedem komiksów z Europy, dwa z USA i jeden z Polski. Najwięcej tytułów pochodzi z wydawnictwa Egmont. Po jednym tytule wprowadzili Mroja Press i timof i cisi wspólnicy. Tym razem nie ma żadnego komiksu z Kultury Gniewu.
* * *
Z ostatniej chwili. Właśnie rozpoczęło się głosowanie w plebiscycie Komiks Roku. Jakież było moje zdziwienie, gdy wśród pięćdziesięciu wytypowanych tytułów nie dostrzegłem komiksu, który umieściłem na pierwszym miejscu mojej listy, czyli drugiej części Arq (na Szninkla można machnąć ręką, bo to wznowienie). W tym miejscu powstaje zasadnicze pytanie o sens takiego głosowania. Czemu tak naprawdę ma ono służyć? Znając jako tako internetowe środowisko miłośników komiksu, na pewno plebiscyt ten nie ma na celu wytypowania jaki komiks jest najpopularniejszy wśród czytelników ani temu, który komiks czytelnicy uważają za najlepszy. Efektem plebiscytu z tak skonstruowanymi zasadami może być co najwyżej elitaryzacja niektórych komiksów na rynku, który i tak jest już maleńki i cały czas się kurczy oraz dzielenie czytelników na lepszych i gorszych. To tak, jakby wytknąć czytelnikom, że te komiksy, które czytają nie są tak naprawdę wartościowe. Skoro to ma być wybór krytyków, to niech sami krytycy wybiorą w swoim gronie, ich zdaniem, najlepsze komiksy. Tak było by uczciwiej. Zamiast tego, organizatorzy postanowili "zalegalizować" wybór krytyków, rękoma internautów. Autentycznie, cel tego plebiscytu pozostaje dla mnie zagadką.
Chciałbym w tym miejscu zaznaczyć, żeby nie było nieporozumień, że nie dziwi mnie wybór poszczególnych redaktorów, z którymi zresztą często się zgadzam (vide Marek Turek i Maciej Reputakowski). Każdy przecież ma swój własny gust i preferencje. Dziwi mnie natomiast sama formuła plebiscytu.
Żeby też nie było, że tylko marudzę nie wnosząc nic konstruktywnego, przywołam przykład całkiem dobrze przemyślanego plebiscytu. Mam tu na myśli nagrody "K", które pewnie część czytelników pamięta. Głosowanie polegało po prostu na typowaniu konkretnych komiksów czy autorów. Jedynym ograniczeniem była data wydania. Głosowanie było jednoetapowe, jednak dobrym pomysłem mogłoby być także podzielenie głosowania na dwa etapy - tajne zgłaszanie kandydatów przez każdego chętnego i następnie jawne głosowanie z iluś tam komiksów, które uzyskały największą liczbę głosów (być może nawet coś podobnego funkcjonowało w którejś z odsłon nagród "K"). Takie rozwiązanie nie miałoby wad, które niestety ma plebiscyt na Komiks Roku.
7 komentarzy:
Formuła plebiscytu na komiks roku, o którym piszesz jest karygodna. Zgadzam się w 100%. Powinien być albo wybór krytyków albo głosowanie czytelników. Łączona formuła (tak jak ma to miejsce) pokazuje tylko czytelnikom: patrzecie - jesteście debilami. Bardzo też zawęża możliwości wyboru (do pozycji wskazanych przez krytyków). Słowem to taka bezpiecznikowa "czapa" nad naszym prywatnym zdaniem, uzda, która trzyma nas za łeb i nie pozwala samodzielnie mysleć. Masz wybór - ale tylko w pewnych granicach, które wyznacza za ciebie ktoś inny. Niewiele tu wolności. To raczej klimaty komuny/matrixa/wyborczej - tam też myśleli i myślą za Ciebie. Tu mamy podobny chwyt, podobną tresurę - i jeszcze wmawia się nam , ze to przeciez tylko "zabawa".
Co zrobić takie czasy - ludzie się na to godzą zamiast wyśmiać/olać i nie dać się w to wpuścić.
A na marginesie - wydaje mi się też, że nikt nie będzie pamiętał kto tam wygrał, każdy za to zapamięta kilkadziesiąt razy powtórzone zdjęcie "krytyka" zgłaszającego dany komiks. Ech, netowi ekshibicjoniści.
ojej, to straszne, caly internet ukradli i zostala tylko jedna strona, ktora w dodatku robi debili z anonimow.
"Ech, netowi ekshibicjoniści."
LOL. Napisał człowiek, który nie umie się podpisać imieniem i nazwiskiem. :)
--
@Cromwell
Plebiscyt jak plebiscyt - każdy jest dość subiektywny, jeśli ma część selekcyjno-jurorską. Pewnie gdyby typować tylko tytuły wydane w Polsce, to zmieściłby się ARQ2 [jak pisał Marek].
I obawiam się, że na tym by się skończyło. Drogie komiksy mogą mieć w takim plebiscycie pod górkę [choć chętnie bym się pomylił, bo mój faworyt należy do kategorii grubych, drogich albumiszczów].
Pozdr.
Wow, ale was nadelo chlopaki.
Autor bloga ma racje przeciez. Ten anonimowy komentarz moze za daleko idacy, ale przeciez tez ma kolo racje, ze ten caly plebiscyt to ogranicznenie wyboru i promocyjka paru znawców przez duże Z, he he.
No i pomysl z rozdzieleniem plebiscytu Znawcow od glosowania zwyklych zjadaczy komiksow to w sumie pomysl dobry.
Nie ma co sie nadymac, zeppeliny hehe
@Jacek Gmoch
"promocyjka paru znawców przez duże Z, he he."
LOLZORZ. Promocja przed kim? :D
@
To ty Jacka Gmocha lubisz? A Jacka Londona tez?
Bardzo ciekawie napisane. Super wpis. Pozdrawiam serdecznie.
Prześlij komentarz